piątek, 30 czerwca 2017

Kartki przez cały rok - czerwiec

Wszystkie sprawy związane z rokiem szkolnym 2016/17 w pracy zamknięte, drugi semestr studiów podyplomowych zaliczony (został jeszcze jeden), część teoretyczna pracy podyplomowej wczoraj oddana promotorce, więc zaczynam wakacje! Na razie, z powodu zmęczenia nie dociera to do mnie i marzę tylko o tym, aby się w końcu wyspać.
Dzisiejszy dzień poświęciłam karteczkom, które przygotowywałam w ramach zabawy Kartki przez cały rok, organizowanej przez Anię. Na czerwiec wytyczne do ich wykonania przygotowała Ewa Jurewicz, a były one następujące:
Kartka okolicznościowa, na której ma się znaleźć motyw gazety z nadrukiem. Wykorzystałam resztkę papieru z takim właśnie motywem, który bardzo mi się podoba. Dodatkowo na kartce znalazł się wyhaftowant mak. Kartka ma już swoje przeznaczenie - zrobiłam ją z myślą o urodzinach mojej Mamy.
Na kartce bożonarodzeniowej miał się znaleźć aniołek. I jest:
Kartka wielkanocna zaś miała posiadać bazę ze ścinków. Spodobał mi się ten pomysł, zrobiłam sobie takie patchworkowe tło (dawno nie miałam okazji uszyć nic patchworkowego, to chociaż namiastkę z papierków sobie zrobiłam). A do tego też hafcik, kurzy tym razem.
I kolaż:

sobota, 24 czerwca 2017

Matka Boska Fatimska 1 i TUSAL czerwiec

Zaczęłam nowy haft, jeden z tych, których "start" zaplanowałam w 2017 roku. Pierwsze krzyżyki postawiłam 13 maja - w setną rocznicę objawień fatimskich. Moim nowym haftem jest oczywiście Matka Boska Fatimska. Wiele miesięcy pracy przede mną. Mam nadzieję, że w wakacje haftu znacząco przybędzie. A tak wygląda początek:
Miałam wielkie szczęście oglądać niespełna rok temu figurę Matki Boskiej Fatimskiej na żywo i miejsce objawień fatimskich także. Już wtedy podjęłam postanowienie, że wykonam ten haft, po trosze na pamiatkę tamtej podróży.
Jako, że dziś data kolejnego nowiu, to przy tej okazji prezentuję TUSAL-owy słoiczek:
A na koniec kilka balkonowych zdjęć:



czwartek, 22 czerwca 2017

Ufokowy rok 2017 - raport majowy

Mimo, że ten post pojawia się z dużym opóźnieniem, to jednak pokażę co udało mi się wywalczyć UFOK-owo w maju. Tym bardziej, że niewiele więcej, w kwestii robótkowej udało mi się w minionym miesiącu zdziałać. Po ukończeniu SAL-u owocowo-warzywnego postanowiłam doprowadzić do końca inny SAL-owy projekt, a mianowicie Kalendarz Lizzie Kate. W maju wykonałam lipcowy hafcik, a także uszyłam dwa wafelki - czerwcowy i lipcowy właśnie.
Tak obecnie prezentuje się mój kalendarz:
Poszczególne obrazki różnią się nieco rozmiarem (także kanwy) i kolorem tła. A to dlatego, że wykorzystuję do ich wykonania różne końcówki kanwy. Można by rzec, że to taki trochę recyklingowy projekt.
Do końca zostały trzy miesiące do xxx: sierpień, wrzesień i grudzień. I wykonanie łącznie pięciu wafelków.

niedziela, 18 czerwca 2017

Wycieczka do Łańcuta

W bieżącym roku zaplanowałam sobie odwiedzenie dwóch miejsc z mojej listy pięknych polskich zakątków, koniecznych do zobaczenie w życiu:) Wybór padł na Kozłówkę i Łańcut. Oprócz tego mam drugą listę ze skansenami i założenie, że każdego roku muszę odwiedzić conajmniej jeden skansen, w którym jeszcze nie byłam. Od kilku lat udaje mi się to założenie realizować: 2016, 2015(1), 20015(2), 2015(3), 2015(4). Już wiem, że isnieje wielkie prawdopodobieństwo odznaczenia więcej niż dwóch pięknych, polskich zakątków na mojej liście w tym roku:) Ale o planach już dość, teraz będzie o ich realizacji. W sobotę po Bożym Ciele, mimo nawału obowiązków związanych z końcem roku szkolnego, uczyniłam sobie dzień przerwy i udałam się wraz z mężem i synem (córka, w związku z pełnią sesji nie mogła nam towarzyszyć) do Łańcuta. Miejsce to (tak jak zakładałam) niezwykle piękne, urokliwe i niesamowite. Takiego przepychu i bogactwa w jednym miejscu, chyba jeszcze w życiu nie widziałam. Od razu nasunął mi się na myśl pan Darcy i jego posiadłaość z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen:) Właściciele posiadłości - Lubomirscy i Potoccy dbali o swoje włości, modernizowali je i upiększali, realizując przy okazji wszystkie swoje zachcianki, fascynacje i pomysły. Niektóre z nich, np. efekt krwawego afrykańskiego safari, w postaci pogłowia kilkudziesięciu zwiarząt i skór "zdobiących" wozownię, wzbudziły mój wielki niesmak i niechęć. Były też takie które wywołały podziw i akceptację: oranżeria, storczykarnia. Łańcut, to z całą pewnością miejsce warte odwiedzenia, które pozostawia niezapomniane wspomnienia. A teraz zapraszam na obejrzenie go moimi oczami (a właściwie obiektywem mojego męża:).
Do storczykarni zapraszam Was w oddzielnym poście.